Przejdź do głównej zawartości

"Wolny" weekend i brak czasu.

Cześć. Witam wszystkich czytelników. Miniony weekend należał do niezwykle pracowitych. Buraki po złotówce, cebula po 1,20, kapusta po zecie, zapas mięsa w zamrażarce i dwa wolne dni. To wszystko zdecydowało że weekend nie będzie taki jaki miał być czyli leniwy. 
W sobotę od samego rana zabrałem się za buraki. Miałem 5 kilo ugotowanych więc stwierdziłem że wrzucę je w słoiki i w razie czego będą gotowe do obiadu. Biorąc pod uwagę moje zapracowanie ogólne uznałem to za dobry pomysł. Po zrobieniu wyszło mi 4,5 słoika. Namyśliłem się chwilę i już odpalałem Rudego i leciałem po jeszcze. 2 wielkie kapusty i jedna włoska na gołąbki, 10 kilo buraków i 5 kilo cebuli to były moje zakupy. Musiałem się nieźle nakombinować aby to wszytko upakować na Rudym, któremu bardzo się to nie podobało, ale obiecałem mu że przelecimy się za miasto i ochoczo zawiózł mnie z tobołami do domu. W domu buraki umyłem i porcjami postanowiłem gotować je w szybkowarze. Jest to świetna opcja. Gotują się od 20 do 40 minut w zależności od wielkości. Ugotowałem jedną porcję, załadowałem drugą i przypomniałem sobie że koleżanka prosiła o pomoc przy naprawie spłuczki. Chcąc nie chcąc poleciałem do niej i zrobiłem co trzeba. Wypiliśmy kawę i wróciłem do moich buraków. Ugotowałem drugą porcję, sparzyłem włoską na gołębie, mięsko już czekało przyprawione w misce. Jeszcze dwie porcje buraków i gotowe. Kurde miałem jechać się przewietrzyć, a tu już ciemno. No nic. Jutro pojedziemy. Maciek wrzucił posta na naszą moto grupę że jutro lecimy na Krówkę i Wierzchucinek. Zgłosiłem się na ochotnika sam nie wierząc że pojadę. Nakulałem z 30 gołąbków. Część wylądowała w szybkowarze a reszta w piekarniku. Oczywiście w międzyczasie znalazłem w lodówce brukselkę i pieczarki. Postanowiłem zrobić jeszcze zapiekankę warzywną. Wziąłem żaroka i poukładałem brukselkę, marchewkę w dużych kawałkach, wszystko wcześniej podgotowane alwzdęte, do tego cebula i pieczarki podsmażone w cwiartkach. Zostało trochę mielonego więc ukulałem mikro klopsiki i dołożyłem pomiędzy warzywa. Całość zalałem sosem zrobionym z fety z jajami kurzymi I wrzuciłem do piekarnika. Usiadłem na chwilę w fotelu aby się zrelaksować. Wszystko się upiekło i wybiła 22. Byłem padnięty. No to w pióra. Zasnąłem natychmiast.
Niedziela.
Obudziłem się tuż po 6 i tak sobie leżałem czekając aż się rozjaśni. Wstałem chwilę po siódmej i udałem się do kibelka planując że jeszcze polenię się do 9. Wszedłem do kuchni a tam buraki krzyczą "przerób nas". No i w PIZDU. Zapomniałem że robota czeka. Zerknąłem na grupę. Wyjazd o 14,a ja muszę zaprawiać i jechać jeszcze do Bożenkowa pomóc znajomej wodę zamknąć na zimę. Napisałem że dołączę w Bożenkowie i zabrałem się ostro do roboty. Wierzcie mi, dobra organizacja pracy to podstawa. Nie minęła 11 a ja już byłem po burakach i szatkowałem kapustę. Przykryłem wszystko w misce i poleciałem do Bożenkowa. Była 12. Na szczęście udało mi się w godzinę ogarnąć wszystko, nazbierałem jeszcze jabłek które walały się pod drzewem, bo przecież mało pracy mam. Jabłka były malutkie, ale za to przepyszne 😋 dlatego je wziąłem. Zrobiła się 13:30 a ja nie miałem co robić. Wsiadłem więc na Rudego i poleciałem do Bydgoszczy na miejsce spotkania pod Polo Market na Czyżkówku. Najpierw przyjechał Marcin na Junaku, a chwilę po nim Maciek na Yamaszce ustaliliśmy trasę i w drogę. Pogoda była piękna,choć troszkę chłodno. Słońce świeciło jasno a na niebie nie było ani jednej chmurki. Lecieliśmy sobie prędkością oscylującą w okolicach 80-tki. W Koronowie postój na ćwierć minuty i już lecimy dalej na Krówkę przez piękny las nad Zalewem Koronowskim. Rudy szczęśliwy że w końcu może poszaleć pokonywał z radością kolejne zakręty. W końcu dojechaliśmy do Krówki. Bardzo urokliwe miejsce. Odkąd je zobaczyłem po raz pierwszy, zawsze lubię tam wracać. 
W cieniu nie było co prawda zbyt ciepło, ale napiliśmy się kawki z termosu i miło pogwarzyliśmy. Czas jechać dalej. Ruszyłem pierwszy i pozwoliłem Rudemu nieco pooddychać, ale czuję że igiełki chłodu wciskają mi się pod niedopięte mankiety. Skleroza nie boli 😁 Podopinałem się i polecieliśmy. Wyjechaliśmy z lasu, szosa nieco się zwężyła, ale oto już most na nieczynnej linii kolejowej Tuchola - Koronowo i jesteśmy w Mąkowarsku. Dojechaliśmy do skrzyżowania z DK25 z zamiarem skrętu w lewo a tu pani policjantka blokuje drogę 😲. Diabli wiedzą czy wypadek był w każdym razie objazd. Szybka decyzja i już lecimy prosto. Kilometr dalej skończył się asfalt 😂 Maciek zwatpił na sekundę ale widocznie uwierzył we mnie bo pojechał dalej. Droga taka szutrowa półtwarda. Można śmiało jechać z 50 a nawet 60,a my jedziemy 30. Rudy bardzo nie lubi jeździć na trójce dłuższy czas więc wyprzedziłem Yamahę i poleciałem myśląc że poczekam na nich na jakimś wątpliwym skrzyżowaniu. Jadę, jadę słońce pięknie świeci wokoło pola, patrzę w lusterko a tam nikogo. Spojrzałem szybko na mapę. No nie. Dobrze jedziemy prosto na Wilcze. Patrzę jadą chłopaki. Ruszyłem więc i poczekałem na nich w Wilczym przy skrzyżowaniu. Zrobiliśmy kilka minut przerwy przy sklepie na łyk kawy i pogawędkę i już lecimy dalej. Rudemu włączyła się rezerwa. Miałem nadzieję że dojadę do Bydgoszczy. Łąsko Wielkie, Łąsko Małe, Wierzchucin Królewski, Krąpiewo i już lądujemy nad jeziorem w Wierzchucinku. 
No tutaj słońce pięknie świeciło i w końcu mogliśmy się ugrzać nieco. Reszta kawy, kilkanaście minut pogawędki i można ruszać do domu. 
Wyjechaliśmy już na szosę kierunek Bydgoszcz przez Wojnowo. Przed nami sznur kilku aut więc dostosowaliśmy się prędkością i jechaliśmy w kolumnie razem z samochodami. W okolicach Trzemiętowa podwójna ciągła, skrzyżowanie, ostry zakręt a idiota wyprzedza. Ludzie co wy macie w tych głowach. Czasami żałuję że nie jadę czołgiem. Jakbym pociągnął z działa... 
Dojechaliśmy do Wojnowa. Następnie Osówiec, przejazd nad S5 i już Osowa Góra. Skręciliśmy w prawo aby dojechać krótszą drogą do stacji benzynowej. Przejechaliśmy pół osiedla aż tu nagle tablica "objazd do grunwaldzkiej" nosz kur... zawrotka i z powrotem do Kolbego i Kormoranów i w końcu upragniona stacja. Okazało się że Rudy miał jeszcze litra w baku. Pozwoliłoby to przejechać jakieś 30 km. Pożegnaliśmy się na stacji i dalej każdy w swoją stronę poleciał do domu. Wszedłem do chaty, zjadłem obiadokolację ugniotlem kapustę i zrobiła się 20. Szczęśliwy że w końcu mogę odpocząć przypomniałem sobie że jeszcze tekst trzeba napisać. O masakro. Właśnie skończyłem. Jest 22:40. Jutro z rana wam wrzucę do czytania. Pozdrawiam 😉 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Witajcie potencjalni czytelnicy

To ja. Leszek Zmitrowicz. Założyłem tego bloga dzisiaj tj 4 lutego 2012 roku na prośbę znajomych. Kilka słów o mnie: Urodziłem się w 9 maja 1976 roku. Od urodzenia bardzo lubię kolej i wszystko z nią związane. Uwielbiam rozkłady jazdy, zapowiedzi dworcowe, lokomotywy, samą podróż pociągami. Moja przygoda z koleją na dobre rozpoczęła się w 2000 roku. Wtedy zakupiłem po raz pierwszy w życiu SRJP czyli sieciowy rozkład jazdy pociągów. W rozkładzie tym zauważyłem, że pociągi na trasie Nakło nad Notecią - Chojnice od dnia 23 VI będą zawieszone (linia ta ma szczególne znaczenie dla mnie, gdyż w 1998 roku byłem na wczasach zakładowych w Więcborku i dojeżdżałem właśnie pociągiem) Namówiłem więc kuzyna Radka, z którym trzymam się od dzieciństwa na wycieczkę. Postaram się po trochu opowiedzieć o wszystkich wypadach. Zapraszam do czytania.

Projekt Mazury '21 Start.

Rajzefiber, czyli przed wyjazdem.  Wiecie co to rajzefiber? Etymologia słowa jest prosta. Wystarczy z niemieckiego połączyć die Reise (podróż) oraz das Fieber (gorączka) co da nam rajzefiber, czyli tzw niepokój przedwyjazdowy. W języku polskim nie ma słowa, które określałoby opisywany stan. Mówi się raczej – ale stresuję się przed wyjazdem albo Zocha, sprawdź czy wszystko spakowaliśmy?! Są też tacy, co na 3 dni przed wyjazdem okupują toaletę nie ze swojej winy i nic z tym zrobić nie potrafią… U mnie wygląda to wszystko nieco inaczej. Zaczyna się od kilku godzin do nawet kilku dni przed wyjazdem, w zależności od tego czy jedziemy w nieznane czy też w miejsce gdzie byliśmy już niejednokrotnie. W tym roku zaczęło się u mnie 3 dni przed wyjazdem chociaż wyprawa jest można powiedzieć "w nieznane".  Mimo tego że na Mazury jeżdżę od młodości, to zawsze był kierunek Ostróda, Olsztyn, Mrągowo, Kętrzyn, Węgorzewo. Do dziadka i pozostałej rodziny. Bywały też wypady typowo na

Po zdjęciu gipsu 2020, czyli po wypadku część 2

Grafika przedstawiająca budowę stawu kolanowego u człowieka  Przedmowa . W zasadzie miało tego nie być, ale skoro pisałem o wypadku, oraz mam gotowy post o pobycie w szpitalu, to nie może zabraknąć i takiej relacji pogipsowo - przed szpitalnej. Materiał pisany na świeżo wg wspomnień ubiegłorocznych. Niektóre daty zatarły mi się w pamięci, ale w przybliżeniu odtworzyłem sytuację chronologicznie. Maj 2020 Stało się pewnego dnia. Zdjeto mi gips w końcu po 6 tygodniach. Jednak nie było tak łatwo jak przy kostce że stanąłem od razu na obie nogi.  Trzeba było nauczyć się chodzić. Dostałem zlecenie na wydanie ortezy na sam początek, a następnie skierowanie na rezonans z zaleceniem aby udać się do Gizińskich, bo mają krótkie terminy (hehe pewnie na jesień jak znam życie) dokustykalem do schodów i... Kurde nie umiem zejść. No to kule pod pachę pod drugą pachę barierka i zeskoczyłem na lewej jakoś. Ojciec zawiózł mnie do sklepu medycznego gdzie zaopatrzyłem się w ortezę. Uff. Od razu