(Tekst archiwalny z końca marca 2020)
Trochę długie ale i tak siedzicie w domach to można poczytać 😜 Historia jest moja i autentyczna. Pora na mnie. #zostanwdomu stało się faktem. W piątek zamierzałem pojechać motorem odebrać z naprawy maszynę do szycia. Wszystko po to, aby nie narażać Pawła na jazdę komunikacją miejską. No to wyjechałem z bramy i po 30 metrach jest zatoka autobusowa w którą zamierzałem wjechać w celu rozmienienia kasy aby zapłacić odliczonymi za naprawę. Pech chciał, że zatoka jest wyżej o jakieś 2-3 cm od jezdni i być może (z tym że nie na pewno) gdybym jechał ciut szybciej wtoczył bym się z rozpędu a tak mała prędkość i zbyt mały kąt spowodowały że odbiłem się od tej wyniosłości i się wypierdoliłem, bo inaczej tego nie można nazwać. Leżę na bruku, silnik pracuje, noga przyciśnięta pod motorem. Pierwsze to wyłączyłem silnik, drugie oceniłem sytuację, że chyba nic mi nie jest. No to wstaję. Jedna noga druga i... gdy stanąłem na prawej uciekła mi i się przewróciłem. Myślę sobie niedobrze. Jakiś facet zatrzymał się samochodem, pyta czy wzywać pogotowie, mówię że za chwilę bo w sumie nic mi prawie nie jest. Facet postawił motor na stopki, ja się oparłem i czuję że zaraz odjadę, takie mroczki przed oczami. Powisialem chwilę na motorze a ten swoje czy pogotowie wzywać. To mu mówię że muszę się dostać na podwórze 30m stąd. Wlazłem na moto, facet mnie wprowadził bezpiecznie na chodnik. Przytrzymał moto że mną gdy wrzucałem jedynkę i powolutku wjechałem na pierwsze podwórko. Zadzwoniłem do Pawła aby przyszedł i podał mi kule z domu (na szczęście miałem jeszcze) wprowadził motor na drugie podwórko i kuśtyk do domu. Tam się rozebrałem bo byłem cały mokry ze stresu pewnie. Ubrałem czystą koszulkę i spodnie od dresu (najlepsze do szpitala znam to z doświadczenia) i zadzwoniłem pod 112. Poinformowałem, że miałem wypadek pod domem i że wszystko zabezpieczone i opisałem szczegóły co mi jest. Połączyli mnie z ratownictwem bydgoskim gdzie jeszcze raz musiałem wszystko opowiedzieć. Oczywiście były pytania o gorączkę, kaszel, i kontakt z osobami z zagranicy. Odradzali mi jazdę karetką bo to teraz nie wiadomo itd. Ale jak ja mam się dostać na SOR autobusem czy może mam się przyczołgać? No to dobra proszę czekać na zespół. Przyjechali w 5 minut. Lekarz przeprowadził badanie urazowe i stwierdził że kości są całe i to pewnie tylko stłuczenie i takim czymś to do rodzinnego. A ja mówię panie, przecież ja nie mogę stanąć na tą nogę a gdzie jeszcze przychodni otwartej szukać. A potem jak bym się już dostał do ortopedy jakimś cudem to pierwsze pytanie by było "dlaczego pan nie pojechał na SOR?" no to w końcu kazał mi wstać podtrzymując mnie oczywiście i powiedzieć w jakim momencie boli. Po badaniu stwierdzili że jeśli wyrażam zgodę to mnie zabiorą. Łaskawie wyraziłem i wio do wojskowego. Tam oczywiście wywiad koronowirusowy, temp 35,9, pytanie do ratowników, czy mieli klimę włączoną, że pacjent się wychłodził 😉 w poczekalni 2 osoby daleko od siebie, wszyscy w maseczkach, ja też oczywiście. Nawet nie czekałem 5 minut i zabrali mnie na badanie. Sprawdzili ruchomość ręki bo miałem przytarty łokieć i nogę i jazda na RTG. Po zdjęciach z powrotem na SOR. Chwila czekania i wjazd na oddział. I słyszę ten głos "Pana to od razu do gipsowni" no ładnie myślę sobie. Diagnoza: złamanie i skręcenia stawu i wiązadeł kolana. L4 do 10 maja na początek i kontrola w poradni ortopedycznej za 5-10 dni. Pokustykalem do polikliniki A tam na drzwiach "zanim wejdziesz zadzwoń" no to dzwonie i mówię o co chodzi. Dzisiaj ortopedy nie ma ale proszę zadzwonić w poniedziałek 8-16 i powiedzieć o co chodzi,bo nam nie wolno rejestrować. Ok no to czekam. Dwa dni srałem z bólu. Dzisiaj już mniej boli, więc idzie ku lepszemu. Ja to mam pecha cholera...
Dopisek 14 czerwca 2021
Nie zrobiłem sobie żadnej fotki ani podczas wypadku, ani podczas leżenia z gipsem. Było to dla mnie bardzo złe doświadczenie. Prowadząc działalność gospodarczą zostałem z dnia na dzień bez środków do życia. Jednak ktoś tam czuwa nade mną u góry, bo dzięki pandemii zwolniony byłem ze składek ZUS i dzięki temu przeżyłem na tzw. oszczędnościach. Dziękuję wszystkim, którzy byli przy mnie w trudnych chwilach. Dziękuję przede wszystkim Andrzejowi, który gdy tylko miał wolne pilnował abym nie nudził się sam i był moim sanitariuszem 😉, wielkie dzięki należą się Pawłowi, który robił mi zakupy i znosił moje marudzenie 😜, dzięki wielkie dla rodziców którzy wspierali mnie w postaci zakupów i duchowo (osobiście nie chciałem ich narażać na koronę) dziękuję również Agnieszce, która kilka razy zrobiła mi zakupy, no i równie wielkie dzięki dla brata Marka, który wsparł mnie dodatkowo toną żywności 😉 oj przydało się przydało.
Jak widać prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Dzięki wam przeżyłem bezboleśnie jeśli chodzi o finanse i wsparcie duchowe 👻
W maju zamieniłem gips na ortezę, po tygodniu odstawiłem kule, a pod koniec maja wróciłem do pracy. Na razie samo tankowanie. Początki były dość ciężkie. Kolano nie było stabilne i musiałem uważać na każdy krok. Na szczęście Bogdan pomagał mi jak tylko mógł, a dyspozytorzy wozili moje dupsko do domu. Wam również dziękuję ❤️
Ciąg dalszy nastąpi.
W przygotowaniu: Jak się rehabilitować bez rehabilitanta.
Lesiu! bardzo ciekawie opisujesz swoje przygody. Czekam na ciąg dalszy. Życzę Ci szybkiego powrotu do zdrowia.
OdpowiedzUsuń