Przejdź do głównej zawartości

Wolny weekend 11-13 czerwca

 Ahoj czytelnicy ;) Tym razem opowiem wam o moim wolnym weekendzie. Jest się czym chwalić, bo takie coś zdarza mi się niesamowicie rzadko. Tym razem postawiłem na motor.

Rudy i koledzy 😉


Piątek 11 czerwca 2021

Zupełnie przypadkiem okazało się, że mam wolny weekend i to pełny od piątku do niedzieli. Skrzyknąłem ekipę i pojechaliśmy w 4 maszyny na wycieczkę. Punkt wypadowy stanowiła tym razem stacja benzynowa przy Rondzie Maczka. Punktualnie o 16 zjechaliśmy się wszyscy i po ustaleniu kilku szczegółów ruszyliśmy w trasę. Początkowo DK 25, która przy piątkowym popołudniu była dość zatłoczona i prędkość oscylowała w okolicach 70-tki. Plus taki że jechaliśmy w kolumnie i żadn wariat nas nie wyprzedzał. W Tryszczynie za zjazdem na eSkę nieco się poluźniło i można było nieco przycisnąć. W stopce na Orlenie tankowanie Rudego i Junaka Marcinowego. Rudy po aplikacji świeżej benzynki z uśmiechem na mordzie ruszył szparko w drogę wraz z pozostałymi. Byli to Malaguti z Michałem, Junak z Grzesiem i Junak z Marcinem. Minęliśmy główny zjazd do Koronowa i skręciliśmy w mniej uczęszczaną trasę omijającą centrum miasta, za to z ładnymi widokami i już po chwili byliśmy na szosie do Mąkowarska. Przed kilku laty szosa prowadziła tylko do Miejscowości sokole - Kuźnica dlasza droga do Krówki Leśnej i Mąkowarska była typowo leśną i mocno piaszczystą drożyną. Na szczeście wybudowano nowy most na Krówce i wylano kawał dobrego asfaltu i od bodajże dwóch lat można śmigać bokiem przez las. Osobiście wole nadłożyć drogi i jechać przez piękne okolice niż w sznurku samochodów.

Świeżo wybudowany most na Krówce. 

W Mąkowarsku skręciliśmy w prawo w drogę wojewódzką do Tucholi. Mijaliśmy pola i miejscowości takie jak Pruszcz, Kamienica i Gostycyn. W Gostycynie krótki postój przy sklepie, gdzie zakupiłem zerowego browarka. Dalej jechaliśmy przez leśne ostępy, by po kilku kilometrach skręcić za znakami w las celem odwiedzenia nieczynnej kopalni węgla

Na terenie kopalni "Montania" 

brunatnego w Pile Młyn. Motorki zostawiliśmy pod tablicą informacyjną i już pieszo poszliśmy eksplorować teren. Po obejściu i zrobieniu kilku zdjęć


udaliśmy się objazdem przez górniczą osadę z powrotem do drogi Gostycyn - Zamrzenica i dalej w kierunku Lubiewa. Zatrzymaliśmy się na polu biwakowym nad Brdą aby kontemplować piękno przyrody.
Ryby nie uciekły. Fot. Michał K. 

Cała zgraja fot. Michał K. 

pogadaliśmy nieco, wypiliśmy po zerowym piwku, ja wymoczyłem sobie stopy w chłodnej wodzie czyściutkiej Brdy i pamiętając o zabraniu śmieci ruszyliśmy dalej przez leśne ostępy i jadąc przez górki, dołki zakręty, pola i lasy wylądowaliśmy na plaży w Świekatowie. Nawiasem mówiąc bardzo ładne miejsce. Na miejscu jest śmiesznie tanie pole biwakowe oraz bar z piwem i przekąskami.

Dostępne do jedzenia były tylko frytki i lodowe napoje o pięknych kolorach przypominających lekcje chemii ze szkoły podstawowej ;)

Posiedzieliśmy kilkanaście minut i jazda spacerowym tempem w kierunku domu przez Serock, Wudzyn, Stronno, Karczemkę, Neklę, Żołędowo, Jagodowo i Niemcz. W Niemczu przy Polo Markecie

Ostatni postój. Fot. Michał K. 


ostatni postój, gdzie ja dokonałem niewielkich zakupów na kolację zupełnie przypadkowo spotykając kuzyna. Pozdrawiam Cię Seba :)

Stamtąd po zrobieniu około 140 km w czasie około 4 godzin rozjechaliśmy się do domów.

Wycieczka była fantastyczna w każdym calu. Całą drogę gadaliśmy z Michałem przez interkom. Dzięki temu trasa upłynęła w znakomitych nastrojach. Zupełnie inaczej się jedzie gdy można skomentować coś ciekawego po drodze, lub zmienić trasę bez zatrzymywania się. Baterie częściowo naładowane, ale zostały jeszcze dwa dni weekendu. Co to będzie dalej? Zobaczymy

Sobota 12 czerwca 2021

Po przyjemnej wczorajszej wycieczce i miłym wieczorze spędzonym w ogródku obudziłem się po 6 rano ze świadomością, że dzisiaj nici z wycieczki albowiem niedługo zacznie padać. Ale zaraz. Zerknąłem na radar pogodowy i co widzę? deszcz za jakieś 2-3 godziny. Poleżałem jeszcze chwilę, następnie doprowadziłem się do porządku (jak to mój kuzyn Radek mawiał "umyłem ręce, mordę i twarz")  zjadłem śniadanie i patrzę na to słońce... Nie ma dupy jadę na zakupy. Wsiadłem na Rudego i pojechaliśmy na koniec Nakielskiej do jednego sklepu po koncentrat pomidorowy, następnie bliżej centrum do sklepu niemieckiej sieci, w której w soboty często wyprzedają towar za 50 % ceny. Trafiłem. po kilkunastu minutach wyszedłem z kilogramem mielonego mięsa z indyka, bochenkiem chleba za 70 groszy i dwoma młodymi kapustami. Pełen plecak żarcia i tylko 11zł z portfela ubyło. To lubię ;)

Popatrzyłem w niebo i widząc że chmury deszczowe coraz bliżej pojechałem nieco naokoło do domu przez górny Miedzyń i Białe Błota 😆. W domu wywaliłem wszystko z plecaka, patrzę na radar... jeszcze godzina do deszczu, no to jedziemy dalej i pojechałem na Bartodzieje na targowisko po truskawki. Wróciłem, postawiłem Rudego do stajni i zabrałem się za robienie gołąbków. Chwilę później zaczęło padać. Dalsza część dnia upłynęła pod znakiem robienia gołąbków w różnych postaciach, albowiem surowca miałem dużo.



Zawijanie tradycyjnych gołąbków. 

Takie zgrabniutkie wyszły 😉 

Powstaje zapiekanka gołąbkowa. 

Popołudniu poszedłem do Pawła i Molci na kawę. Widząc ze oglądają mecz w pełnym skupieniu pomyślałem, że dopiję kawę i spadam. wyraziłem głośno swoje niezadowolenie, a Paweł zaproponował abyśmy zagrali w karty. Tak minęło najbliższe 5 godzin :) Całkiem fajnie było odświeżyć sobie szare komórki. Wróciłem do domu i poszedłem spać. Jutro wycieczka. Jedziemy w 200km trasę.


Niedziela 13 czerwca 2021

Obudziłem się skoro świt coś przed 5 rano i myślałem o różnych rzeczach. Tak przeleżałem do 7, wstałem podskoczyłem na Rudym do bankomatu po nieco gotówki i stwierdzając że dość mocno wieje już wiedziałem że trzeba się ubrać dość ciepło. Chwilę później zadzwonił Grzesiek i poinformował mnie że nie jedzie, bo ma problemy zdrowotne. No trudno myślę sobie jak będzie trzeba to jadę sam. Na szczęście zadzwonił Marcin i potwierdził chęć jazdy. No to wycieczka w duecie. Zawsze to lepiej niż samemu. Punktualnie o 9 wyruszyliśmy w trasę. Jechaliśmy przez polskie wsie takie jak Wojnowo, Trzemiętowo, Samsieczno, Krukówko - tutaj zatrzymaliśmy się na łyk kawy, i okazało się ze Marcin swoją odblaskową kamizelką wzbudzał popłoch wśród kierowców myślących, że to policjanty stoją. Wszyscy grzecznie jechali 40-stką :D Następnie Mrocza PKP, Matyldzin, Wyrza, Dębowo i kawałeczek 10-tką. W Sadkach znowu odbiliśmy na boczną i przez piękne tereny jechaliśmy wzdłuż kolei Bydgoszcz - Piła mając po lewej dolinę Noteci a po prawej malownicze wzgórza, na które kilka razy się wspinaliśmy i zjeżdżaliśmy z nich.






Zakrętów nie brakowało, słoneczko świeciło, nieco dokuczał nam wiatr, ale tragedii nie było. Za Białośliwiem opodal mostu nad Notecią jest fajne miejsce biwakowe. Zatrzymaliśmy się tam na popas.







Na grillu zdobytym w tajemniczy sposób przez Marcina upiekliśmy kiełbaski,
Przenośny grill w średnio ciepły dzień, to doskonały pomysł. 



chwilę pogadaliśmy z rodzinką motocyklistów, którzy również zatrzymali się na chwilkę i już z prędkością w okolicach 80-tki ruszyliśmy na Wągrowiec, Kcynię, Nakło, Potulice aby w okolicach godziny 15 po 200 km i 6 godzinach wycieczki wylądować w domu :)

Oj powiem wam że po powrocie czułem niedosyt. Mógłbym tak jechać i jechać, no ale rzeczywistość wzywa. Weekend uważam za bardzo owocny. Czuję się jakbym miał mini urlop :D

W przygotowaniu:

"Jak załatwiłem kolano na motorze"

Komentarze

  1. Świetnie opisane , przyjemnie sie czyta 😊👍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz. Zapraszam do konstruktywnej krytyki i dalszego czytelnictwa 😉

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  2. Kuzynie świetnie się czyta i ogląda... Rewelacja🙂

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Witajcie potencjalni czytelnicy

To ja. Leszek Zmitrowicz. Założyłem tego bloga dzisiaj tj 4 lutego 2012 roku na prośbę znajomych. Kilka słów o mnie: Urodziłem się w 9 maja 1976 roku. Od urodzenia bardzo lubię kolej i wszystko z nią związane. Uwielbiam rozkłady jazdy, zapowiedzi dworcowe, lokomotywy, samą podróż pociągami. Moja przygoda z koleją na dobre rozpoczęła się w 2000 roku. Wtedy zakupiłem po raz pierwszy w życiu SRJP czyli sieciowy rozkład jazdy pociągów. W rozkładzie tym zauważyłem, że pociągi na trasie Nakło nad Notecią - Chojnice od dnia 23 VI będą zawieszone (linia ta ma szczególne znaczenie dla mnie, gdyż w 1998 roku byłem na wczasach zakładowych w Więcborku i dojeżdżałem właśnie pociągiem) Namówiłem więc kuzyna Radka, z którym trzymam się od dzieciństwa na wycieczkę. Postaram się po trochu opowiedzieć o wszystkich wypadach. Zapraszam do czytania.

Projekt Mazury '21 Start.

Rajzefiber, czyli przed wyjazdem.  Wiecie co to rajzefiber? Etymologia słowa jest prosta. Wystarczy z niemieckiego połączyć die Reise (podróż) oraz das Fieber (gorączka) co da nam rajzefiber, czyli tzw niepokój przedwyjazdowy. W języku polskim nie ma słowa, które określałoby opisywany stan. Mówi się raczej – ale stresuję się przed wyjazdem albo Zocha, sprawdź czy wszystko spakowaliśmy?! Są też tacy, co na 3 dni przed wyjazdem okupują toaletę nie ze swojej winy i nic z tym zrobić nie potrafią… U mnie wygląda to wszystko nieco inaczej. Zaczyna się od kilku godzin do nawet kilku dni przed wyjazdem, w zależności od tego czy jedziemy w nieznane czy też w miejsce gdzie byliśmy już niejednokrotnie. W tym roku zaczęło się u mnie 3 dni przed wyjazdem chociaż wyprawa jest można powiedzieć "w nieznane".  Mimo tego że na Mazury jeżdżę od młodości, to zawsze był kierunek Ostróda, Olsztyn, Mrągowo, Kętrzyn, Węgorzewo. Do dziadka i pozostałej rodziny. Bywały też wypady typowo na

Po zdjęciu gipsu 2020, czyli po wypadku część 2

Grafika przedstawiająca budowę stawu kolanowego u człowieka  Przedmowa . W zasadzie miało tego nie być, ale skoro pisałem o wypadku, oraz mam gotowy post o pobycie w szpitalu, to nie może zabraknąć i takiej relacji pogipsowo - przed szpitalnej. Materiał pisany na świeżo wg wspomnień ubiegłorocznych. Niektóre daty zatarły mi się w pamięci, ale w przybliżeniu odtworzyłem sytuację chronologicznie. Maj 2020 Stało się pewnego dnia. Zdjeto mi gips w końcu po 6 tygodniach. Jednak nie było tak łatwo jak przy kostce że stanąłem od razu na obie nogi.  Trzeba było nauczyć się chodzić. Dostałem zlecenie na wydanie ortezy na sam początek, a następnie skierowanie na rezonans z zaleceniem aby udać się do Gizińskich, bo mają krótkie terminy (hehe pewnie na jesień jak znam życie) dokustykalem do schodów i... Kurde nie umiem zejść. No to kule pod pachę pod drugą pachę barierka i zeskoczyłem na lewej jakoś. Ojciec zawiózł mnie do sklepu medycznego gdzie zaopatrzyłem się w ortezę. Uff. Od razu